Browar Lubrow w Gdańsku

Rozglądałem się dookoła stojąc sobie przed gdańskim dworcem kolejowym, myśląc gdzie spędzić kolejne 45 minut w oczekiwaniu na pociąg. Wracałem do domu po krótkim wypadzie nad morze. Przyglądając się napisom na ścianach pobliskich galerii, szukałem raczej czegoś na ząb, ale mój wzrok utknął na logo Browaru Lubrow. Nie wiedziałem, że ten lokal znajduje się tuż przy dworcu i w sumie nie planowałem piwa, ale okazja nadarzyła się sama. Czym prędzej skierowałem swoje kroki do przejścia podziemnego, które wprost wyprowadziło mnie pod drzwi lokalu.



Kelnerzy stojący na zewnątrz zaprosili mnie do środka pustego w niedzielne południe lokalu. Wnętrze sprawia przyjemne i schludne wrażenie, przywodząc na myśl brytyjskie puby. Dominującym punktem są dwa lśniące kotły warzelne zajmujące lewą stronę sali. Na kranach mamy pięć zawsze świeżych piw. Mindfuck-a robią butelki stojące na barze – są napełnione wodą, sprawia to, że bierzemy do ręki np. zupełnie jasnego i przeźroczystego milk stout-a.


Piwa dostępne są w objętościach 0,5 i 0,3 litra, ale także jako deska degustacyjna 5 x 100 ml. – i taką właśnie zamówiłem za 15 zł. Ceny w ogóle wydały mi się dość wygórowane, za pół litra AIPA browar liczy sobie 12 zł!

Od lewej: SKM, Hevelianum, Piwniczne, Milk Jet, Zachmielacz Trójmiejski

Barman szybko uwija się z nalewaniem 5 próbek, podczas gdy ja nerwowo zerkam na zegarek. Po chwili kelner stawia przede mną deskę, pokrótce opisuje podane piwa i sugeruje kolejność degustacji. Na pierwszy ogień idzie SKM - pils w czeskim stylu. Muszę przyznać, że dziwnie wygląda będąc bardziej mętnym od obok stojącego american weizena. Kelner potężne zmętnienie zrzuca na świeżość piwa. Aromat jest słodowy, dominuje białe pieczywo, ale trawiasty chmiel także można z łatwością wyczuć. Piwo pije się szybko, w smaku również chleb gra pierwsze skrzypce, ale pojawiają się także słodkie owocowe estry , goryczka jest wyrazista, ale nieco pestkowa i zalegająca. Cóż SKM nie było jakieś super czyste i stylowe, ale dało się wypić. Sprawdzi się jako niezobowiązujący zapijacz obiadu.  Na drugi ogień idzie Hevelianum czyli american weizen ”chyba z Chinook-iem”- cytując kelnera. Aromat jest intensywny, moje nozdrza atakuje przyjemna mieszanka banana, gumy balonowej i nut cytrusowych. W smaku mamy lekkie i niezwykle orzeźwiające piwo. Pojawia się sporo goździka, a całość puentuje niska ale przyjemna, grejpfrutowa w posmaku goryczka. American weizen w wykonaniu Lubrowa to bardzo smaczne piwo, mega orzeźwiające z fajnym połączeniem aromatów i smaków chmielu i pracy drożdży. Kolejnym trunkiem jest Piwniczne – jak łatwo się domyślić piwo w stylu kellerbier, leżakowane z płatkami dębowymi. Aromat słodowy, wraz kolejnym niuchem i ogrzewaniem coraz bardziej pokryty zostaje nieprzyjemną nutą przypalonego mleka. W gruncie rzeczy nic w tym piwie się nie dzieje – stwierdziłem, że nie mam powodów by dopijać je do końca. Liczyłem na dużą poprawę przy następnym piwie. Milk Jet to milk stout na azocie, 14,5 blg z czego 1 blg pochodzi od laktozy. Piwo ma jednak czarną barwę (a nie jasną jak w butelce), piana w gruncie rzeczy jest najsłabsza i najmniej trwała z wszystkich dziś zaserwowanych. Aromat tworzą wyraźne nuty kawy zbożowej i mocna popiołowość. W smaku piwo jest tylko lekko słodkie, dominuje kawa i nuty popiołowe. W tle można doszukać się gorzkiej czekolady. Finisz jest wyraźnie kwaśny od słodów palonych. Piwu brak charakterystycznej gładkości laktozy. Poprawne, smaczne, ale raczej nikt go na długo nie zapamięta, na minus wyraźna kwaśność. Na koniec zostawiłem największego mocarza czyli Zachmielacza Trójmiejskiego - American India Pale Ale z 17,5 blg, użytych chmieli niestety nie zapamiętałem. Piwo pachniało średnio-intensywnie, dominowały owoce tropikalne, w tle wyraźna podbudowa słodowa z karmelem i owocowymi landrynkami. Piwo było bardzo nisko wysycone co wraz z dużą pełnią sprawiało nieco ciężkie wrażenie. Dominowały owoce w cukrze, landrynki i karmel, a wszystko wieńczyła wysoka, tytoniowa goryczka. AIPA bez polotu, ciężka, wyraźnie karmelowa. 

Z degustowanych piw najlepiej wypadło Hevelianum, które spokojnie mogę polecić i chętnie widziałbym je w lodówce, w ciepłe letnie dni. Milk Jet i Zachmielacz Trójmiejski to takie zwykłe przeciętniaki - do wypicia bez większych przygód... i zapomnienia. SKM wypada trochę słabiej od nich, ale nada się do obiadu. Natomiast Piwniczne to tragedia, jak dla mnie tego dnia nie do wypicia. 

Jedno piwo na pięć do powtórzenia, to może nie sukces, ale na pewno trzeba restauracyjny Browar Lubrow pochwalić za odważne podejście i urozmaiconą ofertę. Niby style typowe dla tego typu przybytków, jednak na swój sposób "udziwnione". Czas gnał nieubłaganie, na spróbowanie wyrobów kuchni nie miałem już czasu. Szukałem czegoś do zjedzenia, a wylądowałem na piwie... cóż może innym razem. Tymczasem musiałem ruszać w kierunku dworca. 




Komentarze

Popularne posty