Warszawa dzień 2 - PiwPaw Beer Heaven
Wędrówki po Warszawie ciąg dalszy. Czasu
mało na zwiedzanie i jeszcze mniej na picie piwa, ale drugi dzień zakończyliśmy
w PiwPaw Beer Heaven na ul. Foksal. 91 nalewaków rozpala wyobraźnię i powoduje
ślinotok, ale zacznijmy od początku... a jak początek to poranek, a jak poranek
to kawa.
PiwPaw Beer Heaven |
Pierwsze kroki skierowaliśmy do niezwykle
oryginalnej i klimatycznej kawiarni na Mokotowie - Koty za płoty. Aromatyczna
kawa, lekkie śniadanie i wszechobecne koty - dla ich miłośników punkt
obowiązkowy. Naprawdę genialne miejsce, aż żałuję, że nie mogłem spędzić tam
więcej czasu. Cóż może kolejnym razem.
Później spacer po Łazienkach i odwiedzenie Muzeum Powstania Warszawskiego,
które jest punktem obowiązkowym i po prostu wgniata w glebę. Dużo eksponatów, a
odwiedzający mogą poznać przyczyny, przebieg jak i skutki wybuchu powstania.
Rekonstrukcja kanałów, którymi poruszali się powstańcy czy film (w 3D) nagrany
przez pilota Liberatora przelatującego nad zgładzoną Warszawą naprawdę robią
wrażenie.
Zaskakująca dla mnie była część poświęcona drugiej stronie konfliktu
- dzienniki żołnierzy Wehrmachtu, sprawozdania, zdjęcia. Przedstawiono
zarówno ludzi po prostu wrzuconych w ten konflikt i podobnie jak Polacy
walczących o przetrwanie jak i jednostki całkowicie zdeprawowane z wypranymi
mózgami. Po wyjściu z muzeum do uczucia patriotyzmu ma się +10, a ochłonąć
jeszcze długo nie można. Tak minął właściwie cały drugi dzień i przyszedł czas na jedzenie i
piwko.
PiwPaw
Beer Heaven był dla mnie
tak samo obowiązkowy jak reszta punktów krótkiego wypadu. Takiej ilości kranów
i piwa lanego w jednym lokalu nie spotyka się na co dzień. Pub ma fajną
lokalizację – bardzo blisko traktu i zgiełku na Nowym Świecie, a jednocześnie
znajduje się w zacisznym miejscu, trochę na uboczu. Wejście znajduje się w bramie
kamienicy, a sam lokal usytuowany jest poniżej poziomu ulicy. W środku jest
dużo miejsca, a ściany wyklejone są kapslami od piwa. To co robi wrażenie to dłuuuugi
bar. Na kranach znajdziemy przekrój przez style piwa: jest klasyka belgijska, są
regionalne, są piwa nowofalowe i masa nowości z Polski. Szczególnie licznie
reprezentowany jest browar Bazyliszek – miałem wrażenie, że znajdziemy tutaj
ich wszystkie piwa. Bardzo mnie ten fakt ucieszył, bo rzadko Bazyliszka znajdziemy
na Śląsku. Oprócz piwa lał się kwas chlebowy i jakaś lemoniada. Trochę
natomiast brakowało czegoś wywalonego w kosmos, czegoś naprawdę rzadkiego – ale
to już być może czepianie się. Na pewno każdy coś interesującego tutaj
znajdzie.
Spisu aktualnych pozycji nie ma, trzeba po
prostu przejść wzdłuż lady i wyłapać to co nas interesuje – a można dostać
oczopląsu. Przy każdym kranie naklejona jest etykieta piwa i dwie ceny. To co
można zauważyć to ceny średnio wyższe o 20% od tego co znam z innych
multitapów. OK, pomyślałem, specyfika Warszawy. Pierwsze zamówione piwo to WWA z Bazyliszka – dużo dobrych opinii,
a dotychczas nie miałem okazji próbować. Idąc po kolejne jeszcze raz
zlustrowałem stan i wybrałem takie totalne „muszę spróbować” – wyszło 5
pozycji. Szybko oceniam sytuację:
...w
jeden krótki wieczór po takiej ilość moja kobieta będzie musiała mnie nieść do
hotelu, zamówię więc 0,3 litra i jakoś dam radę!
Tam tara ram, para buch…
nie leją małych piw! Naprawdę zdębiałem, przez chwilę, nie mogłem nic
powiedzieć i głupkowato patrzyłem na barmana. Że co kurwa?! Naprawdę myślałem,
że żartuje. Po co te dwie ceny w takim razie, pytam. A on na to, że ta druga
niższa to jest na wynos w plastikowej butelce. Facepalm, ale taki łopatą
sercówką. No ja pierdole w lokalu gdzie jest 91 kranów, który szczyci się być
piewcą rewolucji, nie leją małych piw! Pytam barmana po co macie tyle kranów,
skoro nie chcąc skończyć pod stolikiem, mogę spróbować zaledwie kilku procent z
nich? A on mi na to: jak chcę 0,3 litra to mogę wybrać coś w butelkach z
lodówki. A tam: Leffe, chyba BrewDog i coś tam jeszcze standardowego. Kolejny facepalm. „To teraz
żem się wkurwił” jak mawiał pseudoklasyk, urwałem nieproduktywną rozmowę i… zażenowany
kupiłem jeszcze dwa z wcześniej upatrzonych piw, choć nie ukrywam, że w takiej
sytuacji trudno było mi wyciągać jakąkolwiek kasę. No ale co zrobisz?
PiwPaw
Beer Heaven – to fajna
knajpa, z potencjałem, ale z naprawdę chujową polityką, której nie rozumiem. Do
teraz wymyślam kolejne przyczyny zastanej sytuacji i żadna mnie nie przekonuje. Drogie to niebo i jakoś nie do końca takie
miłe i przyjazne.
A spróbować miałem okazję:
Bazyliszek - Wwa
Na to piwo napalałem się już dawno temu i pamiętam jak żałowałem, że nigdy go nie spróbuję, bo dostępne będzie pewnie tylko w Warszawie. Na szczęście postanowiono warzyć kolejne warki. Także był to mój pewniak tego wieczoru i poszedł na pierwszy strzał.
Jak widać na etykiecie styl piwa określono jako whisky wooden ale, dostajemy piwo o ekstrakcie 18 blg i 35 IBU. Wwa zostało uwarzone m.in. ze słodów używanych do produkcji whisky i poddano je leżakowaniu z płatkami dębowymi. Nie wiem dlaczego, ale do końca wyobrażałem je sobie jako jasne ale, także już przy nalewaniu byłem zdziwiony gdy zobaczyłem nieprzejrzyście czarny trunek.
Intensywny aromat unosi się znad szklanki, a nozdrza uderza wyraźna torfowa wędzonka. W tle wyraźne zapachy słodkiego kakao i czekolady. Aromat zwiastuje coś potężnego i takie właśnie piwo dostajemy. Pełne i gęste w smaku, wyraźnie czekoladowe i mocno palone. Torf ciągle jest obecny, nie daje o sobie zapomnieć. Finisz jest lekko gorzki, ale jest to raczej goryczka kawowa i popiołowa, przypominająca posmak rozgryzionych, mocno spalonych ziaren kawy. Jak dla mnie genialne piwo i mam nadzieję, je jeszcze nie raz spróbować. Potęga! Wszak jestem torf-headem!
Hopium - Violetta Vanillas
Browar Hopium to nowy browar rzemieślniczy (pierwsze piwo ukazało się na wiosnę tego roku) z okolic Warszawy. Dotychczas nie miałem okazji pić ich piw, a sweet stout z wanilią brzmi po prostu smakowicie..
Pierwsze co rzuca się w oczy to bardzo skąpa piana, która bardzo szybko całkowicie zanika. Aromat piwa jest intensywny i ... dziwny. Mi od razu skojarzył się z ryżem preparowanym, tak jakby niuchać świeżo otwartą torebkę. W tle zauważalna jest deserowa czekolada i dość sztuczno-chemiczna wanilia. Nie jest to szlachetny zapach jak po dębowej beczce, tylko raczej taki ordynarny. Kojarzy się z zanętą na ryby - wędkarze będą wiedzieć o co chodzi.
W smaku jest bardziej standardowo i w tym przypadku lepiej. Piwo jest raczej lekkie (nie czuć tych 16 blg) i mało słodkie. Gorzka czekolada miesza się z wanilią, dając smaczną kombinację. Finisz to delikatna popiołowa goryczka.
Muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś więcej po tym piwie. Aromat jest raczej odpychający i jestem w stanie uwierzyć, że można tego piwa nie dopić. Gdyby nie to mógłbym napisać, że jest nawet dobre.
Pierwsze co rzuca się w oczy to bardzo skąpa piana, która bardzo szybko całkowicie zanika. Aromat piwa jest intensywny i ... dziwny. Mi od razu skojarzył się z ryżem preparowanym, tak jakby niuchać świeżo otwartą torebkę. W tle zauważalna jest deserowa czekolada i dość sztuczno-chemiczna wanilia. Nie jest to szlachetny zapach jak po dębowej beczce, tylko raczej taki ordynarny. Kojarzy się z zanętą na ryby - wędkarze będą wiedzieć o co chodzi.
W smaku jest bardziej standardowo i w tym przypadku lepiej. Piwo jest raczej lekkie (nie czuć tych 16 blg) i mało słodkie. Gorzka czekolada miesza się z wanilią, dając smaczną kombinację. Finisz to delikatna popiołowa goryczka.
Muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś więcej po tym piwie. Aromat jest raczej odpychający i jestem w stanie uwierzyć, że można tego piwa nie dopić. Gdyby nie to mógłbym napisać, że jest nawet dobre.
Piwne Podziemie - Akka Dakka Blakka
Jest to kolejne piwo z serii Mega IPA Project, czyli pomysłu na wypuszczenie 10 różnych IPA. Tym razem mam do czynienia z session black IPA.
Piwo jest nieprzejrzyście czarne, piana tworzy się z łatwością i ładnie zdobi szkło. Aromat intensywny i zdominowany chmielami: niedojrzałe owoce cytrusowe. W tle można wyczuć niuanse palone. W smaku jest lekko, ale nie wodniście. Ponownie chmiel odgrywa tu kluczową rolę, ciągle wyraźne cytrusy dominują piwo. Po ogrzaniu gdzieś tam z tyłu można wyczuć lurowatą kawę. Finisz to mocna, grejpfrutowa goryczka. Przyjemna w smaku i niezalegająca.
Akka Dakka Blakka daje wprost to czego oczekuję po black IPA - wyraźny profil chmielowy, z absolutnymi niuansami od słodów palonych. Piwo jest niezwykle pijalne, z doskonałym aromatem. Kolejne bardzo udane piwo z Podziemia i kolejny doskonały trunek tego wieczoru. Trochę wyższy ekstrakt i mamy wzorzec dla tego stylu. Koniecznie trzeba spróbować!
Reasumując wiem, że zaledwie liznąłem,
wieczornego życia warszawskich wyszynków z piwem rzemieślniczym (ponoć jest ich
już blisko 30). Ale nie sądziłem, że tak jasne punkty piwnej mapy, mogą nie
spełnić moich oczekiwań, albo wręcz je zawieść. Z lokalnym patriotyzmem w sercu
napiszę: Katowice, klimat tutejszych multitapów i ich ludzie miażdżą!
Przyjedźcie na Śląsk i zobaczcie różnice!
A Ty, które puby lubisz najbardziej? |
Komentarze
Prześlij komentarz