AleBrowar - Roo Ride & Ortodox Pale Ale

AleBrowar ostatnimi czasy odzwyczaił nas od piwnych premier. Jeśli już coś nowego się działo to raczej w kooperacji z innymi browarami. Główny nacisk położony chyba został na otwarcie dwóch firmowych knajp: w Gdyni i we Wrocławiu. Cisza jednak nie może trwać zbyt długo i na początku sierpnia mieliśmy podwójną premierę. Ukazało się nowe piwo z serii Ortodox - Pale Ale i już zupełnie nowofalowy Roo Ride - Session IPA. 


Nowego Ortodox-a miałem okazję pić w wersji lanej... i cóż nie robi wielkiego wrażenia. Jasnym jest, że cała seria będzie mało efektowna w porównaniu do obecnego, bardzo zróżnicowanego rynku. Jakoś tak jest, że klasyka (tym bardziej brytyjska) mimo wszystko przegrywa z nowofalowym podejściem do piwowarstwa.



Pale Ale to piwo lekkie i tak naprawdę nijakie: mało intensywny aromat, słodowy smak (mokre ziarno, mokry karton itp) i średnio-wysoka, ziołowa goryczka. Ot przeciętniak do wypicia, którego ja nie koniecznie chcę powtarzać. Z jednej strony bardzo szanuję AleBrowar za serię Ortodox, bo klasykę trzeba pokazywać i znać, a z drugiej tylko pierwsze piwo - Stout z chęcią bym powtórzył. Ktoś jednak musi wziąć na bary niesienie tego przysłowiowego kaganka oświaty. 

Idźmy jednak dalej, ku tej ciekawiej zapowiadającej się butelczynie. Na sesyjne wersje IPA zrobiła się ostatnio moda i szczerze pisząc odpowiada mi to. Bo co może być lepszego w upalny letni dzień niż lekkie,  mało-alkoholowe i dobrze nachmielone piwo? No chyba tylko dwa takie piwa! Artezan ze swoja interpretacją stylu (4 Latka) naprawdę wysoko podniósł poprzeczkę, domyślałem się, że AleBrowar nie może zostać z tyłu. 

Roo Ride ma 9% ekstraktu, 3,1% obj. alkoholu i nachmielone zostało do 40 IBU australijskim chmielem Vic Secret. 

Do szklanki nalewa się złoty i lekko mętny płyn. Piana jest intensywna i bardzo ładna: biała, zdobiąca szkło.
Aromat jest średnio-intensywny, ale zdominowany chmielem, mamy dużo słodkich cytrusów na pierwszym palnie, a w tle nuty czarnej porzeczki.
W smaku piwo jest bardzo lekkie, niemal wodniste i totalnie pochmielone - jak zwykł mówić Michał Saks. Piwo smakuje jak wyciąg ze skórki grejpfruta, albo nawet albedo tego owocu. Goryczka atakuje gardło już od początku, eliminując wszystkie inne smaki. Jest wysoka, zalegająca, grejpfrutowa, a przy tym sucha i męcząca. Po przełknięciu na podniebieniu na chwilę pojawiają się nuty trawiaste. 

Niestety Roo Ride to session IPA, która... nie jest sesyjna. Prawdę pisząc to ta jedna butelka mnie zmęczyła i za drugą nie chciałbym się zabierać. W gruncie rzeczy w piwie nie dzieje się nic po za obezwładniającą goryczą, a całość smakuje jak rozwodniony roztwór specyfiku Citrosept. Piwo polecić można tylko i wyłącznie osobom z totalnie wypalonym (wychmielonym?!) gardłem, ewentualnie nadawać się będzie na pognębienie jeszcze niczego nieświadomych piwoszy. 

Hop Heads of Poland  to termin ukuty przez AleBrowar właśnie, a po piwach tak przechmielonych jak Roo Ride (tak, piwo można przechmielić!) stwierdzam, że ja "hop headem" jednak nie jestem i wpieprzać chmielu łyżką na śniadanie, obiad i kolacje nie będę... bo nie chcę. 





Komentarze

Popularne posty