Warka III - Reek of R'lyeh: bloop (Strawberry Wild Ale)
W połowie czerwca postanowiłem powtórzyć udany eksperyment z poprzedniego sezonu warzelnego. Jak to z eksperymentami bywa, nie wiedziałem czy będzie udany, tym bardziej, że podszedłem do niego bez zbytniego przygotowania. Teraz wiem trochę więcej o efektach. Eksperyment polegał na dodaniu owoców oraz osadów drożdżowych z butelki komercyjnego piwa do na cichą fermentację. Rok temu było to lekkie pale ale, do którego poszły świeże wiśnie i butelka piwa Cantillon - Gueuze 100% Lambic Bio. Powstało tego około 5 litrów i smakowało wybornie - lekki kwasek, dużo wiśni i stajnia, końska derka w tle.
składniki |
Teraz, też bez zbędnego rozpoznania tematu próbowałem osiągnąć podobny efekt. Zamiast wiśni jednak, postanowiłem użyć sezonowych, świeżych truskawek. Chciałem stworzyć gładkie, kremowe piwo, słodko-kwaśne z wyraźnym wpływem owoców. Zasyp na 14 blg był dość prosty i wyglądał następująco:
- słód pale ale - 3,5 kg (70%)
- słód żytni - 0,5 kg (10%)
- płatki owsiane - 0,5 kg (10%)
- laktoza - 0,5 kg (10%)
Piwo zostało nieznacznie nachmielone klasyczną odmianą East Kent Goldings do wartości około 18 IBU. Drożdżami, które wstępnie miały przefermentować brzeczkę były suche US-05. Te szybko zabrały się do pracy i po 5 dniach fermentacji przelałem piwo na cichą (5 blg). Do fermentora wrzuciłem 2 kg świeżych, pociętych truskawek. Nie mroziłem ich, nie parzyłem. Owoce umyłem pod bieżącą wodą i przebrałem według zasady - do piwa trafiają tylko te , które spokojnie, bez wstrętu bym zjadł. Nadgniłe, zgniecione, zaparzone czy po prostu brzydkie truskawki odrzucałem. Następnie wszystkie chaotycznie posiekałem nożem. Tak przygotowaną papkę, z dużymi cząstkami owoców wrzuciłem do fermentora.
Na to wszystko wlałem pół butelki piwa Cantillon - Gueuze 100% Lambic Bio, uważając by wszystkie odmęty wypłukać i dodać do piwa. Dlaczego tylko pół butelki? Druga połowę wypiłem oczywiście!
Na to wszystko wlałem pół butelki piwa Cantillon - Gueuze 100% Lambic Bio, uważając by wszystkie odmęty wypłukać i dodać do piwa. Dlaczego tylko pół butelki? Druga połowę wypiłem oczywiście!
Dość szybko na profilu "fuckbook-owym" pojawiły się komentarze, że zamierzonego efektu na pewno nie osiągnę - dzikusy zjedzą laktozę, i inne cukry, które zostałyby przy fermentacji tylko szczepem US-05. Czyli ze słodyczy raczej nici. O tym szczerze pisząc w ogóle nie pomyślałem...
Jak już wcześniej pisałem eksperyment powstał bez przygotowania merytorycznego, właściwie w żaden sposób "nie pomagałem" tej odrobinie drożdży z butelki. Za wyjątkiem zlania piwa z fermentacji burzliwej na cichą. Piwo intensywnie pachniało truskawkami, a po około 3 tygodniach wykonałem pierwszy test organoleptyczny. W piwie pojawiły się nuty dzikie i niestety dość wyraźne siarkowe. Drugi test wykonałem po miesiącu od zadania owoców i dzikusów, wtedy poczułem pierwsze kwaśne posmaki. I co najważniejsze na powierzchni truskawek (które przez całą fermentację pływały zbitą masą na powierzchni płynu) pojawiły się pierwsze w moim życiu błony bakteryjne, tzw. pellicle. Cieszyłem się jak głupi!
Wszystko to sprawiło, że w końcu zagłębiłem się w amerykańskie fora i artykuły dotyczące piw kwaśnych i/lub dzikich. Postanowiłem tym samym regularnie warzyć piwa z udziałem dzikich drożdży i bakterii. Chcę skupić się na wykorzystaniu drożdżowych osadów z dna butelek (ang. dregs). Oczywiście nie wszystkie komercyjne piwa da się wykorzystać w ten sposób. Najlepsze będą piwa stosunkowo świeże i przede wszystkim niepasteryzowane.
Po dwóch miesiącach macerowania truskawek, w profilu smakowym zaczęły pojawiać się nuty octowe - tym samym postanowiłem zabutelkować mojego śmierdzącego "potworka" (związki siarki ciągle wyraźne). Przy pomocy papierków sprawdziłem pH, uzyskałem wynik 3,0 - czyli całkiem nieźle i kwaśno.
Będąc pod wpływem twórczości H.P. Lovecrafta postanowiłem wszystkie zdziczałe piwa "wypuszczać" w serii Reek of R'lyeh - zapach unoszący się przy butelkowaniu miał niebagatelne znaczenie dla stworzenia tej nazwy. Niech będzie to swoisty hołd dla Mistrza.
Pierwsze piwo dzikie, z osadami z butelki, wymagało wyjątkowej oprawy, zainwestowałem w grubsze butelki. Część z nich zamierzam wrzucić w otchłań "piwniczki" i zapomnieć na co najmniej kilka lat. Muszę nieskromnie przyznać, że Reek of R'lyeh: bloop prezentuje się doskonale!
Eksperyment uważam za udany, piwo ładnie skwaśniało i zdziczało. Pierwsze degustacje, choć przeprowadzane za szybko, dały nadzieję na ciekawego kwacha.
O to czym jest "bloop" i jaki ma związek z Lovecraftem zapytajcie wujka Google.
P.S. W kolejnym fermentorze już ponad miesiąc osady z Orvala walczą o dominację z drożdżami Fermentum Mobile - Odkrycie Sezonu.
Wszystko to sprawiło, że w końcu zagłębiłem się w amerykańskie fora i artykuły dotyczące piw kwaśnych i/lub dzikich. Postanowiłem tym samym regularnie warzyć piwa z udziałem dzikich drożdży i bakterii. Chcę skupić się na wykorzystaniu drożdżowych osadów z dna butelek (ang. dregs). Oczywiście nie wszystkie komercyjne piwa da się wykorzystać w ten sposób. Najlepsze będą piwa stosunkowo świeże i przede wszystkim niepasteryzowane.
Po dwóch miesiącach macerowania truskawek, w profilu smakowym zaczęły pojawiać się nuty octowe - tym samym postanowiłem zabutelkować mojego śmierdzącego "potworka" (związki siarki ciągle wyraźne). Przy pomocy papierków sprawdziłem pH, uzyskałem wynik 3,0 - czyli całkiem nieźle i kwaśno.
Będąc pod wpływem twórczości H.P. Lovecrafta postanowiłem wszystkie zdziczałe piwa "wypuszczać" w serii Reek of R'lyeh - zapach unoszący się przy butelkowaniu miał niebagatelne znaczenie dla stworzenia tej nazwy. Niech będzie to swoisty hołd dla Mistrza.
Eksperyment uważam za udany, piwo ładnie skwaśniało i zdziczało. Pierwsze degustacje, choć przeprowadzane za szybko, dały nadzieję na ciekawego kwacha.
Reek of R'lyeh: bloop |
O to czym jest "bloop" i jaki ma związek z Lovecraftem zapytajcie wujka Google.
P.S. W kolejnym fermentorze już ponad miesiąc osady z Orvala walczą o dominację z drożdżami Fermentum Mobile - Odkrycie Sezonu.
Dasz? :P
OdpowiedzUsuńTylko pod stołem
Usuń:0
OdpowiedzUsuń