International Stout Day 2014 - cz.2. Russian Imperial Stout
Część druga degustacji z okazji Międzynarodowego Dnia Stout-a, o pierwszej mogliście poczytać TUTAJ, Po piwie Samuel Smith's - Organic Chocolate Stout przyszedł czas na partyjkę pokera i najbardziej wymagające piwka: RIS-y z browarów Weird Beard, Emelisse, De Molen i Hornbeer. Na pierwszy ogień poszedł:
Weird Beard - Double Perle
Piwo zostało uwarzone z okazji setnej warki browaru Weird Beard. Piwowarzy chcieli uczcić to wydarzenie czymś specjalnym, a przy tym sięgnąć do swych korzeni. Dlatego tez zdecydowano się na mocno podkręconą wersję ich pierwszego komercyjnego piwa - Black Perle, czyli coffee milk stout-a. Zwiększono ekstrakt i udział chmieli, dodano także (tak jak w pierwowzorze) laktozę i kawę. Tak powstał imperialny coffee milk stout z 8,6% alkoholu obj.
W smaku piwo jest wyraźnie kawowe, z delikatnymi nutami czekoladowo-mlecznymi, tak jakby muśnięcie słodkiego mleczka z tubki. Na finiszu dość wyraźnie ujawnia się alkohol - słabo ukryty, nie ułożony. Piwo jest lekko słodkie i pozostawia posmak gorzkiej (100% kakao?) czekolady z alkoholem. Całkiem smaczny russian imperial stout, ale miałem nadzieję, na więcej cech dobrego milk stout-a.
Emelisse - Espresso Stout
Piwo zostało uwarzone z dodatkiem ziaren włoskiej kawy (90% Arabica, 10% Robusta), ma aż 22% ekstraktu i 9,5% alkoholu obj. Do chmielenia użyto Nugett-a i Cascade-a.
Piwo nie jest do końca czarne, raczej ciemno brunatne. Tutaj spodziewałem się uderzenia kawy... i zawiodłem się. Właściwie było jej nie wiele, a dominowała potężna dawka słodów i to w dodatku w pierwszym niuchu nie koniecznie ciemnych - aromat kojarzący się z barley wine, a nie z RIS-em. Im dłużej trzymało się nos w szkle, tym bardziej ciemna strona dawała o sobie znać. Ujawniły się także subtelne nuty wiśniowe i ogólnie czerwonych, dojrzałych owoców - pierwsze skojarzenie ze słodkim porto.
W smaku kawa jest już bardziej wyczuwalna, jednak nadal nie bombarduje kubków smakowych. Wyraźna pełnia słodowa - coś jak ciemne pieczywo nie najwyższej klasy, takie z użytym kakaem jako barwnikiem. Na finiszu da się wyczuć goryczkę chmielową o ziołowym charakterze. Całość jednak pokrywana jest dość ordynarnym, gryzącym w gardło alkoholem. Sprawia to wrażenie konsumowania mocnego, likieru słodowego z lekko kawowym posmakiem.
De Molen - Hel & Verdoemenis: Bowmore Barrel Aged
To piwo wywarło na mnie tak duże wrażenie, że zasłużyło na osobny wpis: TUTAJ.
Hornbeer - Black Magic Woman
Duński browar i RIS ze słodami wędzonymi torfem i drewnem brzozowym. Jak napisano na etykiecie - mocno chmielony by zrównoważyć pełnię słodową. Mamy 113 IBU i 10% alkoholu obj.
Piwo jest nieprzejrzyście czarne z piękna, intensywną pianą, niesamowicie zdobiąca szkło.
Aromat zdominowany jest chmielem. Mamy dużo nut trawiastych i ziołowych, pomiędzy, którymi majaczy delikatny dym - kojarzący się z szynką. Nut typowych dla torfu nie wyczułem, albo były na tyle słabe, że po poprzedniku z De Molena nie zrobiły wrażenia ;) W tle ukazuje się gęsta, skondensowana czekolada w płynie.
Od pierwszej chwili kubki smakowe atakuje goryczka, wzrasta od średniej do średnio-wysokiej. Doskonale równoważy ją pełnia piwa, z posmakami kawy i czekolady oraz nut wędzonych w tle. Każdy łyk pozostawia posmak mocnego espresso z ziołowym charakterem chmielu.
Piwo jest bardzo zrównoważone, poważne i perfekcyjne. Każdy ze składników wspaniale się komponuje, nie wychodząc przed szereg. Piwo nie jest za słodkie, ani za gorzkie, a dym gra tylko drugie skrzypce. Konkretny, dobry RIS.
Na koniec zostało piwo, które wydawało się, że może zaburzyć postrzeganie smaków, bo któż wie ile chili do niego dodano...
Hornbeer - Viking Chili Stout
Piwo zostało uwarzone na duński festiwal piwa Frederikssund Ølsmagning 2013, gdzie zostało wybranym najlepszym piwem. Jak mówią piwowarzy zamiarem było zrobienie piwa kompleksowego, niezbyt ekstremalnego, ale na krawędzi.
RIS ten ma 10% alkoholu obj. i został uwarzony z dodatkiem czekolady, kawy, lukrecji, wanilii i chili.
Aromat po otwarciu butelki zwala z nut: słodka mleczna czekolada, z nutami wanilii - czekoladowy deser. Po przelaniu do szkła, niestety zaczyna dominować lukrecja i anyż, zapach ten jest na tyle intensywny, że przypomina cukierki na ból gardła z dzieciństwa.
W smaku jest już przegięcie! O ile po pierwszych dwóch, trzech łykach mogłem stwierdzić, że dominują słody palone i wyraźna popiołowość, z nuta lekko kwaskowatej kawy i kakao, to po kolejnych palenie gardła przez chili pozbawiło mnie jakiegokolwiek czucia smaku. To piwo nie jest na krawędzi... krawędź zniknęła dawno za horyzontem! Ilość papryczek przytłacza i obezwładnia., po każdym łyku zostajemy z piekielnym paleniem w gardle i charakterystycznym rozgrzewaniem w przełyku.
Ciężkie piwo do opisania: aromat zabójczy, niesamowity i rzadko spotykany, ale smak zdominowany jest papryczkami chili. Po takiej dawce trudno cokolwiek wyczuć. Kobiety zaczęły oddawać nam swoje szkła nie mogąc dopić piwa. Ja całej butelki też sam bym nie wypił. Pozycja tylko dla miłośników mocnych papryczek chili.
Ufff... to był już ostatni stout podczas tej degustacji. Stwierdziliśmy, że spotkania takie dają okazję do spróbowania wielu naprawdę dobrych piw, na które samemu nie koniecznie byłoby nas stać. Jeśli miałbym wybrać podium z tego zestawu, to wyglądało by ono tak:
- De Molen - Hel & Verdoemenis Bowmore BA
- Samuel Smith's - Organic Chocolate Stout
- Dark Horse - Tres Blueberry Stout
P.S. W końcu można było się napić czegoś "normalnego", a nie tylko te stouty-srouty ;)
... a lager jeszcze nigdy nie smakował tak wodniście, nijako, bezpłciowo. |
Komentarze
Prześlij komentarz