AleBrowar - John Cherry
Chmiel to symbol piwnej rewolucji, w którą polscy rzemieślnicy wspaniale się wpisują. Popularność mocno chmielowych piw nikogo już nie dziwi, a chmieli się obecnie wszystko. Większość klasycznych stylów doczekała się swoich mocno chmielonych (często przechmielonych) interpretacji.
Jednak coraz częściej słyszy się... "sour is the new hoppy"!
I choć chmiel na pewno nie zejdzie na dalszy plan, to coraz większą popularność zyskują piwa kwaśne, wywodzące się od klasycznych belgijskich stylów: lambic, gueuze czy flanders red ale. W przeciwieństwie do współczesnego piwowarstwa, gdzie próbuje utrzymać się sterylne warunki, tradycyjne browary belgijskie pozwalają za zakażenie brzeczki dzikimi drożdżami lub bakteriami. Oprócz po prostu dodania odpowiednich szczepów drożdży, stosowana jest m.in. fermentacja w otwartych kadziach, gdzie piwo "łapie" drożdże znajdujące się w powietrzu atmosferycznym. Najczęściej stosowane szczepy to Lactobacillus, Brettanomyces i Pediococcus. Z jakiego by sposobu nie korzystać, warzenie kwaśnego piwa zawsze jest trudne i nieprzewidywalne. Fermentacja często trwa kilka miesięcy, a leżakowanie nawet kilka lat.
W Polsce pierwsze komercyjne próby uwarzenia piw kwaśnych i wykorzystania Brettanomyces podjął Artezan: Château, Funky Brett, Funky IPA. Kolejnym browarem jest AleBrowar i ich John Cherry.
AleBrowar - John Cherry
Pierwsze co rzuca się w oczy to brak etykiety, takiej klasycznej. Butelka jest zadrukowana podobnie jak przy piwie Deep Love. Trzeba przyznać, że wygląda to całkiem fajnie, dodatkowo jest to pierwsze piwo na którym zastosowano oznaczenia goryczki, słodyczy i mocy za pomocą symboli. Ot takie ułatwienie, dla mniej zorientowanych.
Jak napisano na "etykiecie" John Cherry to cherry sour ale, o ekstrakcie 16% i 6,5% obj. alkoholu. Co ciekawe, kwaśność uzyskano dolewając jedną (sic!) butelkę legendarnego Cantillon Gueuze do uwarzonego piwa. Jak zobaczymy, nawet tak mała ilość drożdży Cantillon wystarczyła by efekt był zadowalający. Po wstępnej fermentacji przeprowadzono jeszcze normalną, standardowymi drożdżami górnej fermentacji US-05. Wiśniowy charakter piwo zawdzięcza dodaniu soku z wiśni, tłoczonego na zimno. Stanowi on, aż 25% udziału.
Piwo ma bardzo piękną, żywo burgundową barwę i różową, początkowo gęstą pianę. Podczas picia piana redukuje się do obrączki, ale ładnie obkleja szkło.
Aromat pierwsze co przywodzi na myśl to musujące wina owocowe, lekko kwaśne. Przede wszystkim mamy dużo wiśni, a z czasem pojawia się lekko słodka nuta, jakby miodowa.
Smak już nie pozostawia wątpliwości - jest kwaśno! Nie jest to jakiś wykrzywiający gębę kwach, ale wyraźny, przyjemny kwasek. Po tym jak kubki smakowe ochłoną pojawiają się ponownie minimalnie słodkie nuty miodowe. Finisz bezpośrednio kojarzący się z mocno owocowymi, musującymi winami czy szampanami dla dzieci. Goryczka i alkohol niewyczuwalne. Piwo jest raczej wytrawne i bardzo dobrze się je pije.
John Cherry to dobry, mocno wiśniowy sour ale. Myślę, że standardowego wielbiciela szczynlagera ciężko byłoby przekonać, że ma do czynienia z piwem. Trunek jest według mnie bardzo fajnie zbalansowany, tzn. jest wyraźnie kwaśny, ale nie za bardzo, nie jest przesłodzony (jak choćby bezpośrednio kojarzący się Lindemans Kriek) i sprawia wrażenie lekkiego. Zauważyć tez trzeba, że jednak jest to piwo zwodnicze, bo choć tych 6,5% alkoholu nie czuć w smaku, to po spożyciu w głowie lekko szumi. Myślę, że byłoby to piwo nr. 1 z oferty AleBorwaru (i nie tylko) dla płci pięknej. Także panowie szarmancki Johny z powodzeniem wspomoże wieczorne podboje ;)
Mam nadzieję, że chłopaki z AleBrowaru zdecydują się na jakieś większe ilości John-a i stanie się łatwiej dostępny. Szukajcie koniecznie, warto!
Komentarze
Prześlij komentarz